Wysłany: Czw Maj 30, 2013 9:08 am Gry i zabawy z dawnych lat
Chciałem zaproponować rozmowę na temat gier i zabaw, które kiedyś królowały na wszystkich podwórka. Klasa gra w gumę, grzyba, podchody strzelanie z karbidu. Co o tym sądzicie?
O! Strzelanie z karbidu to było to! Żeby karbid zdobyć organizowało się wyprawy przez dziurę w płocie na teren zakładu przemysłowego mieszczącego się między Zaspą a Przymorzem (co to było, nie wiem). Można było też strzelać ze śrub, kto wie, z czego robiło się "ładunek miotający"?
Myśmy do tego celu używali czarnego prochu. Była to mieszanka siarki (z wagonów),saletry (sklep spożywczy) i węgla drzewnego (produkcja własna lub apteka).
Ja używałem głównie masy z zapałek i czasami kapiszonów bez papierka (istniało ryzyko eksplozji podczas odrywania papierka). Raz znaleźliśmy ogromne śruby, chyba ze 20 cm długości i 3 cm średnicy i napakowaliśmy do nich masy z korków. Że też nikomu rąk nie pourywało...
Pamiętacie "wulkany" robione z mieszanki saletry do peklowania mięsa i cukru?
Kurna, przebajeczne gejzery ognia, dym i ogień wszechobecny!
radocha jak ta lala była
Dodam jeszcze do kolekcji "korki", ale standardowo to było mało "ekscytujące"
obieraliśmy je z tej otoczki zrobionej z czegoś tam, uzyskując czysty proch, i potem rzucało się pod nogi robiąc efektowne wybuszki
Razu jednego korek taki wybuchł mi w łapkach,skrobnąłem go pewnie paznokciem...
głuchy byłem ze 30 minut i łapki mi latały jak w delirce
skutków ubocznych brak całe szczęście
Wszystkie moje plastikowe lalki zakończył żywot w charakterze materiału do eee... bomb/świec dymnych . Baaardzo dymnych .
Z zabaw bardziej przyzwoitych pamiętam pikuty,państwa (obie z nożem w roli głównej ), żydka, szpaka, palanta. Z bardziej dziewczyńskich: hali halo, pomidor.
No właśnie... Świece dymne to było dopiero coś. Sprawy uległy dawno przedawnieniu, to mogę o tym mówić. Między nami piromanami. Też przećwiczyłem wszystkie powyższe z tą modyfikacją - mieliśmy dostęp do poligonów i prochu, diabli wiedzą jakiego. Czarne takie ustrojstwo w ok milimetrowej grubości laseczkach. Robiło to za zapłon wspomnianych świec dymnych. Po podpaleniu w pudełku, po zapałkach, w dwie strony szły ok metrowe jęzory ognia, potem ten straszliwy dym z pozostałości po lalkach. A jak niosły wykopane pociski z KBKS - ów wyrzucane z proc...
Budowało się tratwy do pływania po różnej maści kałużach, (sadzawkach, jeziorach jak kto woli) jeździdełka na bazie kółek od wózków dziecięcych, łaziło po jakichś zakazanych schronach, bunkrach czy co to tam z ruin się trafiło. Łamało się ramy rowerów klasy "wyścigówka" na trasach dla dzisiejszych górali, przelatywało przez kierownicę, kiedy w czasie jazdy łapa, nie wiedzieć czemu, trafiała między widełki i szprychy...
I zapewne unikat - na boisku szkolnym leżały zdemontowane i porzucone konstrukcje stalowe (kratownice), na których wcześniej zamontowane były tablice do gry w koszykówkę. Kilkumetrowe, w łuk wygięte.
Nie pamiętam jak. Postawiliśmy to pionowo i wyszła huśtawka. I to jaka. Kiedy przeciwległy koniec tego walił w ziemię, wyrzucało w powietrze i zadaniem było utrzymać się na konstrukcji i odbić oczywiście w drugą stronę.
To tylko kilka idiotycznych pomysłów z mojego dzieciństwa. Nie wiem dlaczego przeżyłem. Kiedy dzisiaj wstawiam swoje dziecko w te sytuacje, truchleję.
Przy tym jazda na motocyklu po polskich drogach, to dziecinna igraszka.
A dziewczyny grały w klasy, w gumę a my mniej hardkorowo w kapsle.
Pierwszy pojazd : fajerka od pieca i zakrzywiony drut lub sama obręcz od roweru / bez szprych/ i kawałek kija. To była jazda.
Będąc trochę starszy "podkradało" się ojcu rower i pierwsza nauka "pod ramą". Zawsze miałem usmarowane smarem łydki co było dowodem, że bez zezwolenia /instruktora/ uczyłem się jeździć. Frajda była.
_________________ Pości i pości.Nawet jak nie ma postu.
Ojciec, Matka - to dla mnie pierwsze figury gry nożem "pikuty". A kolejność? Ojciec, matka, buła, widelec, kieliszek, po kolei wszystkie palce od kciuka, zegarek, łokieć, ramię, główka, czoło, nosek, broda i co dalej .... nie pamiętam. No i jeszcze szmyrgiel (nóż przyciśnięty płaską dłonią ciut nad czołem, ostrzem do góry) - chyba za główką. A jak wyglądało słoneczko, bo nie kojarzę. No i za kolejność nie ręczę - to już -dzieści lat minęło ,
W dawnych czasach od początku maja królował wyścig pokoju w wersji pomniejszonej na kapsle od piwa. Kiedyś zniszczyłem atlas żeby mieć flagi do kapsli.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum