W jednostce wojskowej na ulicy Słowackiego w Gdańsku- Wrzeszczu przeżyłem życiową przygodę, którą z rozrzewnieniem wspominam po latach. Z racji tego iż jednostka już nie istnieje (mowa o Jw. 1995)a duża część podówczas młodych gdańszczan miała z nią osobisty kontakt, przeto postaram się oddać atmosferę bezpowrotnie czasu ( dla jednych będzie to powrót do czasu młodości dla innych opis doświadczeń które na szczęście lub nieszczęście ich ominęły). Jak przystało na jednostkę liniową większość czasu jaki w niej spędziłem minął na poligonach ( mój pierwszy zimowy poligon trwał prawie 3 miesiące) zimowych i letnich desantowaniach, pracach na rzecz gospodarki narodowej wartach, służbach i innych przyjemnościach które były "spełnieniem moich najskrytszych marzeń".
Pozdrowienia dla wszystkich byłych desantowców.
DSC01475.JPG Unitarka na Jasieniu, jesień 1977 rok.
Plik ściągnięto 91568 raz(y) 70,45 KB
DSC01477.JPG Początek "wielkiej przygody", klub żołnierski jesień 1977 rok. Na galowo kapral Nowacki.
Witam. Tez słuzyłem w niebieskich beretach jako bażant. Pamietasz pewnie poligon Jasień. Pare fotek dla przypomnienia
Witam szanownego kolegę.
Jasień to była tylko unitarka i więcej tam nie urzędowałem. Nasz pobór był ciągle w drodze poligony zimowe, letnie, desantowania, prace na rzecz gospodarki narodowej i inne więcej lub mniej fajne zajęcia. W sumie na Słowackiego spędziłem trochę ponad połowę służby reszta ciągle gdzieś w Polsce. Po jednym z desantowań zdecydowaliśmy przez pewien okres czasu w Słupsku.
Postaram się chronologicznie opisać moją " zaszczytną służbę" w 7 Łużyckiej Dywizji Desantowej.
Miłego czytania.
Pozdrowienia
P.S- na początku lat 80-tych kilka razy byłem w rezerwie ale za 2 koniaki wymiksowałem się z tej zabawy.
P1050760v.JPG Unitarka na Jasieniu jesień 1977 rok.
Materiał który miał być zamieszczony w "Poligon Kiełpinek w Gdańsku". Nie chciał bym być opatrznie zrozumiany ale należy oddzielić ubogie lecz prawdziwe wspomnienia od bogatej fantazji ( ci co byli na stronie o Kiełpinku wiedzą o co chodzi). A teraz na poważnie. W czasie gdy służyłem w pułku (lata 70-te) Jasień używany był tylko do szkolenia młodego rocznika na okresie unitarnym. Środki pozoracji pola walki stosowane były w ilości która zmieściła się kapralom w raportówkach (petardy, świece dymne, ślepa amunicja). Ćwiczenia plutonowe, kompanijne, pułkowe i dywizyjne a także zgrywanie współdziałania z wojskami pancernymi i Marynarką Wojenną odbywało się na poligonach i desantowaniach. Tylko strzelania z broni lekkiej odbywały się na strzelnicy w Brętowie natomiast Topasowych KPWT na strzelnicy w Strzepczu. Czołgi pływające strzelały na poligonowych pasach taktycznych. Na Jasieniu w owym czasie nikt nie strzelał ani z czołgu ani z transportera, BRDMa ani żadnej innej luśni oprucz KBKak i PK i tylko ze ślepaków. Podczas mojego pobytu w pułku taki sprzęt się tam nie pojawił (później jak widzę się zmieniło). Nie było tam innych wraków, sprzętu bojowego poza wymienionymi przezemnie w poprzednim poście. Co innego gdy nastąpiła transformacja ustrojowa i wojsko przeszło reorganizację, nasi potencjalni wrogowie (Niemcy i Duńczycy) stali się sojusznikami i na odwrót (Rosja) wrogiem. Dywizję przekształcono w brygadę (sprzęt ze względu na zmianę doktryny wojennej) oraz ze względu na wiek został zezłomowany lub sprzedany. Sam byłem świadkiem gdy w porcie w latach 90-tych na stercie złomu idącego do zagranicznych hut leżały pułkowe BRDMy (z kotwicami namalowanymi na pancerzach). W Sulęczynie na żwirowisku natknąłem się na PT76 bez wieży z naszej pułkowej kompani czołgów, który służył za spychacz. I być może w tym czasie wszystkie opisywane w postach wraki tam trafiły. Tak samo ze szkoleniem ze względów oszczędnościowych odbywało się na miejscu bez kosztownych wyjazdów na manewry. Na zakończenie dodam iż w Wojsku Polskim do tej pory nie ma transportera o lepszej dzielności morskiej niż Topas. Ktoś napisał o wodowaniu Topasa tyłem (być może znalazł się taki geniusz) pędniki napędowe są z tyłu. Ja natomias byłem świadkiem na desantowaniu w Ustce takiej oto sytuacji na plaży na stanowisku obserwacyjno-dowódczym pełnym generalicji rodzimej i zagranicznej oraz członków komitetu centralnego obserwujących przebieg ćwiczeń. Nasz ODS po podejściu do plaży i wystrzeleniu ładunku wydłużonego (coś pięknego) opuścił furtę desantową po której pojazdy powinny zjechać do wody. Pierwszy zjechał czołg następny był Topas z pierwszego plutonu ale ten stoi, my tuż za nim ( dowódcą naszego transportera a zarazem plutonu był obecny Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego Andrzej Malinowski). Transporter stoi oficjele patrzą - konsternacja w słuchawkach słychać głos Maliniaka
-czemu nie ruszasz
odp- siadły akumulatory nie mogę odpalić
Maliniak- to odpal na sprężone powietrze
odp- butle puste
Nie będę opisywał barwnego monologu ze strony Maliniaka, co zrobi i w jaki sposób z nieszczęsnym kierowcą gdy się tylko wymiksujemy z niekomfortowej sytuacji. Czas mija my stoimy, pada komenda do naszego kierowcy
-pchaj go!
Ten nie wiele myśląc ruszył i z impetem popchnął poprzedzający nas pojazd ów zjeżdzając z ODSu na szczęście zapalił (ciekawe co by było gdyby nie zaskoczył, ta kupa żelaztwa bez napędu ma pływalność siekiery) i wszyscy którzy byli świadomi sytuacji odetchnęli z ulgą. Ponoć przed nami doszło do wypadku iż jeden z Topasów zatonął- historię opiszę lecz niewiem czy osoba relacjonująca mi ten fakt nie konfabulowała) a propo wtedy zaskoczyłem do czego między innymi służa dwie drewniane belki przymocowane do tylnego pancerza transporterów i czołgów.
W 35 pułku na 1 kompani desantowej byłem na 8-mio miesięcznej praktyce. Zaliczyłem Okonek styczeń-luty, Pierzchały ( strzelcy pokładowi) i Ustka desantowanie w czerwcu 85 r. Zwłaszcza desantowanie wzbudzało full emocji
W 35 pułku na 1 kompani desantowej byłem na 8-mio miesięcznej praktyce. Zaliczyłem Okonek styczeń-luty, Pierzchały ( strzelcy pokładowi) i Ustka de
santowanie w czerwcu 85 r. Zwłaszcza desantowanie wzbudzało full emocji
Szczególnie gdy się jest członkiem grupy rozgradzająco-szturmowej i za chwilę trzeba będzie skoczyć z dziobu kutra desantowego do niezaciepłej wody trzymając w ręku jako kotwicę pk,coś pięknego-niezapomniane doznanie.
Pozdrowienia
Ja pamiętam nazwe grupa torująco-szturmowa. Tak lądowała na brzegu 5 kompania, ta bez transporterów
Wszystko zależy od tego jak w dawnym okresie osoba dowodząca przekazywała informację żołnierzom. Jak już wspomniałem ja również brałem udział w takiej grupie i słyszałem komendę "desant ląduj"!. Najfajniejsze w całej tej zabawie było odpalenie z ODSów ładunków wydłużonych które po wybuchu wyżłobiły rowy w poprzek plaży. A my po przedostaniu się na brzeg poginaliśmy tymi rowami w stronę wydm. Ponieważ każde desantowanie obserowane było przez "bardzo ważne osobistości" musieliśmy się zachowywać by owe odniosły moc pozytywnych i niezapomnianych wrażeń. Po wybuchu ładunków wydłużonych (rzeczywiście efektownie to wyglądało) na znajdującym się na plaży żołnierzy spadał czarny, mokry syf i wszyscy byli w czarnych piegach. ( Dla niezoriętowanych ładunek wydłużony to lina wybuchowa wystrzeliwana z okrętu desantowego za pomocą rakiety w stronę brzegu, po opadnięciu na plażę wybucha tworząc przejście w polach minowych i zasiekach przeciwdesantowych). Na plaży trzeba było się czołgać i udawać iż szuka się min (gdyby działo się to naprawdę z pewnością wszyscy z nas wylądowali by w parku sztywnych). Choć miało to pewien pozytywny efekt, otóż po wytażaniu się w piachu szybciej schły gacie na tyłkach. Po zaplanowanym zwycięstwie i dotarciu do wydm uczestniczyliśmy w pokazie dla cywilnych gości w forsowaniu łodziami jakiejś rzeczki lub kanału. Po tych przyjemnościach mogliśmy się przebrać w suche ciuchy, ale ponieważ do tego czasu w ferworze " krwawej walki" prawie wyschliśmy jak również za radą Maliniaka pozostaliśmy przy swoich. Broń po słonej kąpieli pomimo posmarowania jej przed zabawą po oddaniu kilku strzałówrudziała w oczach, ale co ważne była cały czas sprawna. Zapomniałem dodać iż stojąc w kolejce do skoku do wodu rozsądek trochę protestował tym bardziej iż nasz ubiór odbiegał od plażowego a i pora roku nie była wakacyjna. I tak bijąc się z myślami dotarłem do dziobu z którego trzeba wykonać desperacki skok w nieznane i w tym momęcie przemówiła ambicja (poprzednicy skoczyli a mieli prawdopodobnie taki sam dylemat jak ja- to przecież nie mogę być gorszy). Krok do przodu i szok termiczny żeby nie pasek pod brodą to hełm wyskoczył by z wody jak korek. Karabin maszynowy pociągnął do dna jak kotwica cód, że go nie zgubiłem. Za łachą piachu na której lądowaliśmy rozciągał się głębszy kawałek i gdyby nie kamizelka ratunkowa to z tą kotwicą do plaży bym nie dotarł. Nic dziwnego iż nasz czas przeżycia na polu walki wynosiłby około 10-15 minut (oficera 5 minut). Wspomniałeś o 5 kompanii bez sprzętu, otórz za moich czasów 5 kompania była remontowo budowlaną( zwaną przez nas "bibolami"), która modernizowała i remontowała budynki koszarowe ( jedne miały centralne ogrzewanie te zmodernizowane inne piece kaflowe). Wszak koszary były zabytkowe po regimęcie Huzarów Śmierci ( dlatego moje Totenkopf). Na zakończenie parę fotek z desantowania.
Pozdrowienia w szczególności dla Signeusa.
P1050781 1.JPG Ustka rok 1978 4 Kompania desantowa pod pałatkami
Tak wyglądał desant w 1962r. w Dziwnowie.
Pozwalam sobie w charakterze przerywnika pokazać jak ćwiczyli Wasi poprzednicy – marynarze z 3-go Pułku Piechoty Morskiej w Dziwnowie w ostatnim roku przed wielką restrukturyzacją. Sprzętu ani siły ognia nie da się porównywać.
Pamiętam pieszczotliwe określenie, jakim obdarzono tę formację – „Moczydupki” (bez obrazy dla nich, czy też żołnierzy wszelkich póżniejszych „błotno-szuwarowych” jednostek jednokrotnego użycia)
Tak wyglądał desant w 1962r. w Dziwnowie.
Pozwalam sobie w charakterze przerywnika pokazać jak ćwiczyli Wasi poprzednicy – marynarze z 3-go Pułku Piechoty Morskiej w Dziwnowie w ostatnim roku przed wielką restrukturyzacją. Sprzętu ani siły ognia nie da się porównywać.
Pamiętam pieszczotliwe określenie, jakim obdarzono tę formację – „Moczydupki” (bez obrazy dla nich, czy też żołnierzy wszelkich póżniejszych „błotno-szuwarowych” jednostek jednokrotnego użycia)
Dzięki za udostępnienie unikatowych zdjęć z prapoczątków polskiego desantu morskiego.
Zamieszczam również kilka ale najpierw kilka słów.
Jednostka wojskowa potocznie zwana niebieskimi beretami w oficjalnie "7 Łużycką Dywizją Desantową", która składała się z batalionów, pułków, dywizjonów, kompanii przeróżnych specjalności i przeznaczenia rozmieszczonych w Słupsku, Lęborku i Gdańsku gdzie znajdował się jej sztab. Jednostka Obrony Wybrzeża jak była eufemistycznie określana z obroną wybrzeża miała niewiele wspólnego, była bowiem formacją typowo zaczepną (jednorazowego użytku) przeznaczoną do opanowania cieśnin duńskich. Przez które nasz "wielki brat" (po naszych trupach) przedostał by się na Morze Północne i dalej na Atlantyk. Z tego powodu czas naszego przetrwania na polu walki był dramatycznie krótki (według przewidywań 5 minut- oficer,10-15 minut-szeregowy) coż za wspaniała perspektywa. Ale na co dzień nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi drobiazgami i każdy kombinował jak by tu po południu wyrwać się na przepustkę. Moje zapiski dotyczyć będą 4 kompanii desantowej oraz 35 pułku w skład którego owa wchodziła. Opisywać będę rzeczywistość lat 70-tych ubiegłego wieku gdy jednostka przeżywała swoje apogeum pod względem wartości bojowej.
P1050777x.JPG Desantowanie lata 70-te.
Plik ściągnięto 91231 raz(y) 62,62 KB
P1050772n.JPG
Plik ściągnięto 91231 raz(y) 53,52 KB
mun0028z.jpg Przysięga poboru jesień 1977 w Gdańsku (zdjęcia nieodżałowanego Kosycarza)
Witam. Przeczytałem wszystkie wypowiedzi na temat służby w niebieskich beretach, wszystkie zawierają prawdę, lecz każda jest subiektywna oceną tantego czasu i służby. Moja ocena także jest subiektywna ale pozwole sobie wyrazić opinie na temat służby w 35 pułku.
Moja przygoda mimo woli zaczęła się po skończeniu studiów szkole podchorążych piechoty w tzw. Nalazkach w Elblągu. Większość chłopaków była po studiach wychowania fizycznego czyli temat przygotowania fizycznego, kondycji był załatwiony od ręki. Do niebieskich beretów trafiłem w styczniu 85 r, na 1 kompanię. Dowódcą kompani okazał się mój kolega z czasów szkoły średniej, jednak nie stanowiło to taryfy ulgowej. Na kompani było wojsko póltora roczne i roczne. Dyscypline trzymali dziadkowei i kaprale ( nawiasem pisząc dobrze wyszkoleni na szkółce w Lęborku). Pierwszy poligon zaliczyłem jako pomocnik dowódcy plutonu na przełomie stycznia i lutego w Okonku. Nie chcę opisywać jazdy eszelonem, rozładunku, rozbijania obozowiska, ćwiczeń taktycznych ( zgrywanie kompani) ostre strzelanie na pasie taktycznym w temperaturach minus 15-25. Kto to przezył to wie, a kto nie, to sobie nie wyobraża. Następny poligon to Pierzchały za Braniewem. Tam ćwiczyli strzelcy pokładowi. Ciekawe zajęcia. Cele po prawej i po lewej, Topas rusza patrzysz jest cel, komenda mechanik stop, nakierowanie, pod palcami elektrospusty kpwt i pkt, strzał a mechanik w tym czasie liczy 121,122,123 i rusza, Topas podrywa przód i seria leci w niebio. A potem juz po skumaniu tematu chłopaki dawali radę całkiem niezle. Potem zostałem dowódca 2 plutonu i przyszedł młody rocznik. Oczywiście prym wiedli kaprale, a poligon Jasień był orany w prawo i w lewo. W czerwcu 85 r wyznaczono mnie wraz z pięcioma kapralami, radiotelegrafistą i starszym mechanikiem kompani ( kierowca Topasa r-ki d-cy kompani) i sześcioma kierowcami-mechanikami transporterów na poligon Ustka. Dostałem 5 Topasów w tym r-kę ( nr 8871) i pojechaliśmy wozić na desantowaniu 5 kompanię. Najpierw była nauka pływania na wprost, potem omijanie boi a następnie wjazd na ODS. Ćwiczyliśmy te manewry bez desantu tylko kierowca i kapral na uzbrojonych Topasach a ja miałem jeszcze na r-ce radiotelegrafistę. Nawiasem pisząc ustawiał mi łączność i spał na siatkach maskujących. Wjazd na ODS a potem lądowanie dostarczały emocji na miare męskiej rozrywki. Najwiecej emocji było przed lądowaniem w wąskeij ładowni ods-a dudniło 5 szt 300-konnych diesli, otwierały sie wrota i naprzód. Jak wchodziły do wody to każdy tylko myślał żeby nie zgasł silnik lub woda dostała sie do wnętrza, na chwilę peryskopo do tyły czy wszystkie płyną. Miałem starych kierowców , którzy juz byli raz na desantowaniu i potrafili w momencie jak gąsienice dotykały dna przełaczyc napęd z pędników na gąsienice i od razu w rurę, dawało to efektowne wyjście z wody. Co do sprawności technicznej Topasów to zdarzyło mi sie na Ustce: raz na okręcie nie odpalił jeden Topas i trzeba było go spychać jednocześnie powiadamiając chłopaków z zabezpieczenia żeby podeszli PTS-em i sciągnełi na brzeg ( bezwładnie płynący Topas mógł uszkodzić poszycie burty ODS-a). Nawiasem pisząc na brzegu była służba ratunkowa w postaci saperów na pontonie oraz stały z włączonymi silnikami PTS-y i WZT-2 gotowe do użycia. Była wyznaczona częstotliwość ratunkowa. Cwiczenia zakończyły sie desantowaniem w pełnym skladzie z desantem na pokładach. Oczywiście była wspomniana przez kolegę komenda ''desant ląduj''
Z perspektywy czasu nasuwają mi się spostrzeżenia:
-transportery miały troche lat i ich stan techniczny zależał od dostepności srodków i ludzi, którzy dbali lub nie o sprzet. Topas był najlepiej pływającym transporterem w owym czasie w UW. Nauczyłem się prowadzić Topasa i sprawiało mi to przyjemność. Nie rozumiem dlaczego zlikwidowano niebieskie berety, skoro teraz po latach próbuje się odbudować desant morski używając do tego PTS-ów i o zgrozo BWP co zakrawa na totalną paranoję. Nadmieniam,że nie posiadamy w armii obecnie sprzetu dla desantu. Może da się dostosować Rosomak? Pewnie Topasy dało by się modernizować.
-desant na całym świecie przeznaczony jest do jednorazowego użycia, ponieważ zakładane są straty rzędu 70-80% podczas lądowania. 35 pułk był przenaczony do lądowania w Cieśninach Duńskich jako rzut szturmowy UW. Wydaje mi się że desant US Marines lub Royal Marines tudzież Morskiej Piechoty Bałtiskowo Morja dałby taki sam efekt
Moje wynuzenia na temat niebieskich beretów nacechowane są subiektywizmem, ale wydaje mi się że likwidacja w Wojsku Polskim jednostki desantu morskiego było dużym błędem. Wydaje mi sie że nasi sojusznicy w NATO dobrze widzieli by dobrze wyszkoloną jednostke desantową w tej części Bałtyku. Widząć relacje z ćwiczeń międzynarodowych na naszym wybrzeżu w chwili obecnej z udziałem naszych okretów typu Lublin, z których wyjeżdżają PTS-y pełne piechoty, budzi to we mnie politowanie. To wygląda jak desant z misją humanitarną a nie uderzenie z morza. Reasumując szkoda mi jednostki, niebieskich beretów, Topasów, ktore to wrosły się w rzeczywistość naszego miasta przez ponad 30 lat ( oczywiście pomijając bełkot polityczny wszechobecny w tamtych czasach)
... Nie rozumiem dlaczego zlikwidowano niebieskie berety...
Chyba cel dla działań niebieskich beretów nie jest już aktualny i trudno wskazać w obecnej sytuacji politycznej jakiś nowy w obrębie Bałtyku. Polska nie posiada własnych terytoriów zamorskich, a zdobywanie kolonii nie mieści się w żadnej doktrynie obronnej kraju.
Jak więc racjonalnie uzasadnić potrzebę utrzymywania bardzo kosztownej, specyficznie wyposażonej i wyspecjalizowanej wybitnie ofensywnej formacji wojskowej?
Chyba cel dla działań niebieskich beretów nie jest już aktualny i trudno wskazać w obecnej sytuacji politycznej jakiś nowy w obrębie Bałtyku.
Ciekawy napisał/a:
Kasa kasa...bida w państwie. Wojsko musiało sprzedać wszystkie tereny.
Aktualny, nieaktualny, musiało, nie musiało. Tak czy siak wiele państw, mimo obronnej polityki ma piechotę morską. Ma jej namiastkę i Polska w postaci 7 Brygady Obrony
Wybrzeża – współczesnych Niebieskich Beretów ze Słupska. Gorzej z wyposażeniem, gdyż używają BWP, który nie przekonuje mnie w roli maszyny desantowej:/
Co nieco można zobaczyć tu http://7bow.wp.mil.pl/index.html
Dyskusja z 2007 r. o polskiej piechocie morskiej na Forum Militarnej Polski, kiedy to planowano taką jednostkę utworzyć na bazie 7BOW ze Słupska:
http://polska.mil.pl/foru...?t=3082&start=0
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum