Ja bym jeszcze proponował, zeby drogowskazy pozostały drogowskazami, a kierunkowskazy kierunkowskazami. Te drugie zgodnie z kodeksem drogowym nie mają prawa mieć żadnych napisów na sobie, a ich lokalizacja winna byc ścisle zwiazana z loaklizacją pojazdu, na którym są zamontowane.
Co do nazw własnych, to zważywszy na ich pisownię "na miejscu" tudziez w atlasach, powinny na drogowskazach dróg międzynarodowych mieć aktualne "urzędowe" brzmienie w jezyku państwa, do którego aktualnie dane miasto należy. Pewien problem powstaje w przypadku nazw pisanych oficjalnie cyrylicą - ich fonetyczny zapis w kazdym języku wygląda inaczej.
Ale pomijając cyrylicowe nazwy, to w Polsce przy trasach miedzynarodowych widziałem juz opisy "Sztokholm", "Drezno", "Praga", "Budapeszt", czy "Bratysława". Za to nie widziałem, zeby jakis poseł LPR przeciw temu protestował. Ani zaden inny. I mam niejasne przeczucie, ze w razie podobnego protestu któregos posła z krajów osciennych podnióśłby sie w Polsce niezły harmider przeciw obcym ingerencjom. Śmiem sądzić, że harmider duzo większy, niz w Niemczech po próbie takiej ingerencji ze strony polskiego posła.
Kiedys juz opisywałem kuriozalny opis na tablicy kierunkowej pewnego pociagu pośpiesznego typu Interregio: Wrocław - Zgorzelec - Drezno - Lipsk.
Natomiast w rozmowach, dyskusjach itp: powinno używac sie nazw geograficznych zgodnie z językiem w którym rozmowa jest prowadzona - o ile dany jezyk przewiduje jakąś własną nazwę dla jakiegos miasta. Czyli po polsku rozmawiamy o Norymberdze, po francusku o Varsovie, po niemiecku o Breslau itp.
Niech se każdy pisze jak chce. Polacy piszą Paryż, a to nie żadne tam Paryżewo tylko Paris; piszą Sztokholm, chociaż tego "sz" Szwed nie przeczyta; piszą Trewir, a ja widziałem na własne oczy tabliczkę Trier (a to podobno to samo miejsce ).
Podobnie rzecz ma się w tym heretyckim, a nawet pogańskim kraju, w którym mieszkam. Promy ze Stockholm wypływają do Helsingfors ale dopływaja już do Helsinek
Podobnie rzecz ma się w tym heretyckim, a nawet pogańskim kraju, w którym mieszkam. Promy ze Stockholm wypływają do Helsingfors ale dopływaja już do Helsinek
Tak, ale Finlandia to kraj dwujęzyczny, zwłaszcza na południu. Nazwa Helsingfors jest całkiem "oficjalna".
Masz rację Zoppciu, większość nazw na południu Finlandii podawana jest w wersji fińskiej i szwedzkiej. Nie rozumiem tylko, dlaczego Niemcy nie mogą na drogowskazach napisać nazw w swoim języku, kiedy Polacy wszystkie (a może większość) piszą po polsku?
Przez półtora roku loty z Dortmundu do Gdańska zapowiadano tylko i wyłacznie w jezyku niemieckim.Jak loty krajowe. I nie dlatego,ze nie ma lotnisku osoby mowiacej po angielsku. Od niedawna loty zapowiadane sa rowniez po angielsku, ale samoloty w dalszym ciagu lataja do Danzig.
O takie "drobnostki", myślę, chodzi ;-)
Juz jakis czas mieszkam w DE, spotykalam i spotykam sie z roznymi "drobnostkami"
No, ale dlaczego Niemcy nie mają na Gdańsk mówić Danzig? Polacy przecież na Milano mówią Mediolan i jakoś Włochom to nie przeszkadza (przykładów można podać więcej). O co więc ta dyskusja? Może politykom chodzi o odwrócenie uwagi od innych, ważniejszych spraw?
No, ale dlaczego Niemcy nie mają na Gdańsk mówić Danzig? Polacy przecież na Milano mówią Mediolan i jakoś Włochom to nie przeszkadza (przykładów można podać więcej). O co więc ta dyskusja? Może politykom chodzi o odwrócenie uwagi od innych, ważniejszych spraw?
Sab, zgadzam sie w calej rozciągłości, zwlaszcza z ostatni, zdaniem. Ta banda (co do zasady) nierobów nie ma najczęściej pojęcia o tym co mówi, pisze i po co zyje. Wie jedno, muszą sie utrzymac jak najdlużej zaniem "wiatr hoistorii" nie zmiecie ich jak śmieci.
Uważam, że tzw. "potrzeba życiowa" sama rozwiąże (i rozwiązuje) ten problem. Tablice kierunkowe z poslkimi nazwami miast nad np. Autostradą A.2 czy A-10 w NIemczech, pojawiły sie nie dlatego, że Niemcom odechciali sie mówić Stettin czy Warschau, a wyłącznie dlatego ze ruch tranzytowy Polaków "zmusił ich do przekazania proistej i czytelnej informacji. Podobnie jest w wielu innych krajach, w tym zwlaszcza w tych w ktorych obowiązuje "niełaciński" alfabet (vide. Grecja, Turcja, Bułgaria). Nie sądzę by uzywanie przez Niemca określenia "Danzig" było przeze mnie odbierane jako raniące moję uczucia patriotyczne, tak samo jak nie zmusi mnie Niemiec do uzywania niemieckich nazw w odniesieniu do miast niemieckich, mających swoją nazwę w j. polskim. Zwlaszcza, iż toponomastyka powoduje, że w tzw. czasie nazwy żyją w pewnym momencie wlasnym zyciem. W końcu my też nie mówimy Gdyanzzyc, a byc może powinniśmy.....
Dopisek -komentarz do postu Mikolaja znajdującego sie poniżej:
Mikolaju, jestes niepoprawnym optymistą..... jakie 4/5 .......????? 99% ich "aktywności" można spokojnie spisac na straty (najgorsze ze za naszą kasę )
_________________ Pozdrawiam Zdzisław
Vivere est cogitare
Ostatnio zmieniony przez Zdzislaw Wto Lis 07, 2006 6:37 pm, w całości zmieniany 3 razy
Moim zdaniem na drogowskazach powinno się zamieszczać oficjalne nazwy obowiązujące w państwie, w którym dana miejscowość leży, a nazwy lokalne obok (czy w nawiasie).
Czyli drogowskaz w Polsce brzmiałby: Paris (Paryż), München (Monachium) itd. a w Niemczech Gdańsk (Danzig), Warszawa (Warschau) itd.
Danzi, pomysł dobry ale urząd zleciłby tłumaczenie drogowskazów teściowi sąsiada, a ten pomyliliby pewnie Kiel z Koeln i zamiast do Kilonii dojechałbyś do Kolonii (albo odwrotnie) chyba że w Niemczech byś się połapał.
Ja jestem za podawaniem nazw w jezykach panstw w ktorych obecnie przebywamy,pomyslcie jak trudno jest nauczyc sie poprawnej wymowy niektorych miast w jezyku orygilnalnym,przeciez wiekszosc ludzi na calym swiecie polamie sobie jezyk na naszych nazwach i pewnie odwrotnie,a co do napisow -to jakiej wielkosci beda one musialy byc jezeli bedzie sie pisac nazwy w kilku jezykach w rozmiarach takich ,zeby byly czytalne z jadacego pojazdu?
_________________ "...robala co mnie zzera wciaz zalewam sam..."
Ja jestem za podawaniem nazw w jezykach panstw w ktorych obecnie przebywamy,pomyslcie jak trudno jest nauczyc sie poprawnej wymowy niektorych miast w jezyku orygilnalnym,przeciez wiekszosc ludzi na calym swiecie polamie sobie jezyk na naszych nazwach i pewnie odwrotnie,
Ale nazwy na drogowskazach nie sa po, to, żeby je wymawiać, tylko po to, zeby je skojarzyć z nazwą w atlasie drogowym. Ktoś powiedzmy z Francji, jadący tranzytem przez Niemcy do Gorzowa Wilelkopolskiego zobaczy drogowskaz na Landsberg - i nawet mu do głowy nie przyjdzie, że tam własnie ma jechać.
A takich zupełnie innych w różnych językach nazw dla tego samego miasta jest duzo więcej: Schneidemühl = Piła, Grünberg = Zielona Góra, Bromberg = Bydgoszcz, Rastemburg = Kętrzyn, Sensburg = Mrągowo... Nawet współcześni Niemcy często nie znają tych dawnych niemieckich nazw.... Rodzime nazwy w nawiasach - to jest jeszcze niezły pomysł, ale całkowite pominięcie aktualnych oficjalnych nazw to nader nieszczęśliwy pomysł.
Takie różnice występuja nie tylko w relacji Niemcy - Polska.
Wydaję mi się że można by używać nazw lokalnych o ile są podobne do oficjalnych nazw np: Sztokholm , Budapeszt czy Bratysława są na tyle podobne że nikt nie powinien mieć problemu z ich skojarzeniem.
Swoją drogą najdziwniej jest w Belgii tam pociąg w połowie drogi może zmienić miasto docelowe wyświetalne na tablicy wewnątrz wagonu (np: z Luik na Liege a chodzi o to samo miasto)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum